Kostrzyński Klub Sportów Wodnych w lipcu zorganizował nietypowe przedsięwzięcie. Grupa członków klubu postanowiła zwrócić uwagę na walory turystyczne i znaczenie rzeki Warty w żegludze śródlądowej. Zaplanowano skonstruowanie tratwy, która miałby pokonać rzekę od jej 263 kilometra w Puszczykowie aż do Kostrzyna. Pracę nad projektem ruszyły wczesną wiosną.
Warta jest trzecią rzeką w Polsce pod względem długości i znaczenia w żegludze śródlądowej. Jest rzeką nizinną, swobodnie płynącą, uregulowaną ostrogami i tamami równoległymi. Jej długość przekracza 800 kilometrów i posiada kilka klas żeglowności. Odcinek Puszczykowo-Kostrzyn można podzielić na dwa szlaki wodne. Środkowy z Puszczykowa do Santoka w lipcu posiadał głębokość tranzytową 80cm. Szerokość szlaku żeglownego wynosi od 36 do 40 m, a jego najmniejszy prześwit występuje pod mostem drogowym w Sierakowie (km 145,0) i wynosi 4 m. Pozostałe prześwity przekraczają 4 m. Natomiast odcinek Santok-Kostrzyn jest zaliczany do tzw. Warty Dolnej (68,2 km, od Santoka do ujścia do Odry) i jest elementem międzynarodowej drogi wodnej E70. Szerokość szlaku żeglownego na tym odcinku wynosi 65,0 m, a najmniejszy prześwit występuje pod mostem drogowym w Kostrzynie (km 2,45) i wynosi 3,9 m. Pozostałe prześwity przekraczają 4 m. W lipcu głębokość tranzytowa na tym odcinku wynosiła 120cm.
Miłośnicy spędzania czasu na wodzie podczas wyliczania niezbędnej wyporności tratwy założyli, że dla 6-osobowej załogi powinno wystarczyć 18 beczek o pojemności 200 litrów. Dzięki czemu wyporność przekroczy 3 tony. Drewno niezbędne do budowy konstrukcji ważyło ponad tonę, a beczki około 350 kg. Do samej konstrukcji zabezpieczającej beczki i tworzącej dolny pokład wykorzystano około 1500 wkrętów. W maju rozpoczęły się prace nad montażem tratwy. Ze względu na fakt, że sosnowe drewno wykorzystane do jej budowy było „mokre”, przez trzy miesiące złożona tratwa schła w podkostrzyńskiej stodole. W niedzielny poranek 17 lipca nastąpił demontaż tratwy i jej załadunek na przyczepę. Przedsięwzięcie trwało około 3 godzin. Na przystań rzeczną w Puszczykowie pod Poznaniem tratwa dotarła chwilę po 14. Montaż rozpoczął się od łączenia beczek w trzy elementy segmentowe po 6 sztuk, a następnie stopniowe wodowanie i skręcanie elementów w jedną całość. Mając gotowy pokład rozpoczęły się dalsze prace. Końcowym elementem było zamontowanie plandek i silnika. Tratwa gotowa do płynięcia była o godzinie dwudziestej. Na przystani rzecznej w Puszczykowie montaż tratwy wywołał znaczne zaskoczenie. W niedzielne popołudnie sporo mieszkańców postanowiło zobaczyć to niecodzienne widowisko. Nie brakowało zdjęć, pytań i pozytywnych emocji. Wybór puszczykowskiej przystani okazało się bardzo szczęśliwy. Była to jedyna przystań na trasie ze swobodnym dostępem do prądu. Ze względu na korzystanie z elektrycznej piły do przycinania desek, elektryczne gniazdo skróciło dużo czasu. Zgodnie z planem wypłynięcie z Puszczykowa nastąpiło w poniedziałek rano. Czas spływu był zaplanowany na 5 dni. Średnio około 50 kilometrów dziennie. W środkowej części Warty jej nurt wynosi 4-5 km/h. Niestety prędkość tratwy 2-3 km/h. Przez Poznań, ze względu na bezpieczeństwo, trzeba było płynąć na silniku. Pod kątem turystycznej infrastruktury stolica wielkopolski prezentuje się wyjątkowo kiepsko. Zupełnie nie widać zainteresowania wśród mieszkańców turystyką wodną
. Co przekłada się także na infrastrukturę rzeczną. Wypożyczalnia sprzętu pływającego w kontenerze na nikim nie zrobiła wrażenia. Kilkanaście kilometrów za Poznaniem niesamowite wrażenie robi elewator w Czerwonaku. Pozostałości portu rzecznego dla barek dostarczających zboże świadczą o dawnej koncepcji transportu. Dziś zupełnie nieaktualnej.
Przez Oborniki przepływaliśmy we wtorek. Piękna przystań z niepodłączonym i zamkniętym węzłem sanitarnym. Okazała trawa nie wskazywała, że przystań w sezonie turystycznym jest szczególnie uczęszczana. Jedynym atutem przystani jest bliskość centrum miasta. Kolejnym przystankiem były Wronki, które ukazały się załodze w środę. Miejsce bardzo przyjazne, duża wiata, bliskość miasta i czynny ToiToi. Dzień później przycumowaliśmy do sierakowskiej przystani. Niewielka przystań, niedawno zmodernizowana. Niestety kilkanaście centymetrów wody przy cumowniczym pomoście. W czwartkowy poranek nadszedł czas na Skwierzynę. Na całej długości nadbrzeża nie znaleźliśmy żadnego miejsca do przycumowania, ale w poprzednich przystaniach także rzadkością były podstawowe i niezwykle przydatne elementy infrastruktury portowej, takie jak polery czy knagi. W południe przypłynęliśmy do Santoka. Bez wątpienia najlepiej zorganizowana przystań rzeczna na całym 263-kilometrowym odcinku Warty. Murowany węzeł sanitarny z natryskami – czynny i codziennie sprzątany. Zadbany teren, skoszona trawa i kilka wygodnych wiat. Późnym popołudniem dopłynęliśmy do Gorzowa. Pod względem infrastruktury i „życia” rzeki, miasto robi wrażenie. Po rewitalizacji nadwarciańskich bulwarów Gorzów okazał się pierwszym miastem, w którym można było spotkać większą liczbę mieszkańców nad wodą. W porównaniu z Gorzowem, Poznań sprawia wrażenie prowincji. Kilka kilometrów za Gorzowem ostatni nocleg. Piąty dzień spływu to odcinek Wieprzyce-Kostrzyn. Późnym popołudniem zakończyliśmy spływ w „delfinowskiej” zatoczce.
Za rok planowany jest spływ Odrą. Jak podaje Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej wstępnie szacowane koszty budowy i modernizacji śródlądowych dróg wodnych, w celu przystosowania ich do standardów międzynarodowych szlaków żeglugowych, objęły Odrzańską Drogę Wodną za 2,9 mld zł do 2020 r. oraz 27,8 mld zł w latach 2021-2030, a zatem całkowity koszt tej inwestycji wyniesie ponad 30 mld zł. W komunikacie przedstawionym przez Ministerstwo można przeczytać, że polskim śródlądowym drogom wodnym: rzekom i kanałom, które są istotne z punktu widzenia transportowego, zostanie zapewniona międzynarodowa klasa żeglowności do poziomu IV. Jest to na pewno dobra wiadomość dla wszystkich miłośników przywrócenia dawnej świetności polskich rzek. Koncepcja jest bardzo ambitna i pierwsza zapowiedziana z taką determinacją od wielu lat.
Organizatorzy spływu dziękują Kostrzyńsko-Słubickiej Specjalnej Strefie Ekonomicznej za wsparcie przy zakupie silnika manewrującego, który okazał się niezbędny w pokonywaniu rzecznych utrudnień powstałych przez wieloletnie zaniedbania polskich szlaków śródlądowych.
Bartosz Gajewski