Rozmowa z Antonim Sołtysem, byłym członkiem zarządu Powiatu Gorzowskiego, obecnie dyrektorem ds. administracyjno-technicznych gryfińskiego szpitala.
- Pana droga z korporacji do gryfińskiego szpitala powiatowego była przypadkowa?
- W pewnym okresie życia nie ma już przypadków. Wcześniej przez prawie 10 lat związany byłem zawodowo z dużą europejską korporacją działającą na terenie całego naszego kraju. Jako dyrektor operacyjny miałem za zadanie wdrażać i nadzorować realizację zawartych kontraktów, standardy techniczne, bezpieczeństwo oraz procedury prawidłowego funkcjonowania tej firmy. Nie ukrywam, że ta praca dużo mnie nauczyła, zwłaszcza myślenia zespołowego i konsekwencji w egzekwowaniu ustalonych założeń. Jedynym minusem były liczne wyjazdy służbowe. W tygodniu potrafiłem przejechać nawet kilka tysięcy kilometrów. Przez te lata autostrady i hotele były mają codziennością. W korporacji nabywa się konkretnych umiejętności, które z łatwością można wykorzystać w każdej pracy. Nie ma tam miejsca dla przypadkowych niekompetentnych ludzi. Liczą się umiejętności.
- Z korporacji do powiatowego szpitala?
- Moja droga do Gryfina nie była czymś egzotycznym. W zeszłym roku szpital poszukiwał dyrektora administracyjno-technicznego, a temat służby zdrowia od zawsze był w moich zainteresowaniach. Pojechałem na rozmowę do prezesa Łukasza Dombka i okazało się, że mamy wspólną wizję. Podobnie jak prezes myślimy koncepcyjnie i zadaniowo. Łukasz Dombek wyznaczył czego ode mnie oczekuje i czy dam radę. Prosta historia, zero przestrzeni na improwizację. Takie podejście do pracy mnie satysfakcjonuje od zawsze. Kilka tygodni później zostałem powołany na funkcję dyrektora.
- Na czym polegają te zadania?
- Na wstępie chciałem zaznaczyć, że wspólnie z prezesem Dombkiem zaczynaliśmy w okresie pandemii, a szpital był przekształcony w placówkę covidową. Dodatkowo musieliśmy odebrać i zagospodarować nowe skrzydło szpitalne. Był to okres ogromnej niepewności i permanentnej absencji kadry medycznej. W tym czasie większość mieszkańców Powiatu Gryfińskiego już się praktycznie pogodziła, że ich szpital prawdopodobnie nie przetrwa. Aby uruchomić i zapewnić normalne funkcjonowanie szpitala prezes musiał wykonać tytaniczną prace, od trudnych negocjacji w Narodowym Funduszu Zdrowia, po szeroką akcję szukania specjalistycznej kadry medycznej. Nawet sobie pan nie wyobraża, że sprowadzenie dobrego lekarza do powiatowej jednostki o niepewnej przyszłości często graniczy z cudem. Jeszcze niedawno jeździliśmy po kilkaset kilometrów i osobiście prezes negocjował z lekarzami. Nic tak pozytywnie nie nakręca jak widok szpitala, który po latach stagnacji i milionowych długów staje na nogi. Po kilku miesiącach otworzyliśmy oddział chirurgiczny i zwiększyliśmy liczbę łóżek na Oddziale Paliatywnym, w Zakładzie Opiekuńczu- Leczniczym, w Zakładzie Pielęgnacynjo-Opiekuńczym Psychiatrycznym. Obecnie pracujemy nad budową nowego skrzydła i kolejnych 50łóżek w naszej placówce psychiatrycznej w Nowym Czarnowie. Otworzyliśmy także przychodnię rodzinną przy szpitalu oraz rozszerzyliśmy działalność naszej nocnej i świątecznej pomocy medycznej o Chojnę. Kilka dni temu udało się także wyłonić w przetargu wykonawcę na remont dachu w szpitalu na kwotę 1,3 miliona złotych. Pacjenci na korytarzach naszych specjalistycznych poradni już nie mogą się doczekać klimatyzacji. Zeszły rok szpital w Gryfinie, chyba pierwszy raz w historii, nie wygenerował milionowych strat. Po pierwszym półroczu jesteśmy około miliona złotych na plusie. Każdy wie co ma robić i od początku koncentrujemy się na pracy zespołowej. Dzięki dobrej sytuacji finansowe można w końcu poważnie myśleć o nowych inwestycjach. Znaleźliśmy także pieniądze na podwyżki dla naszej administracji. Pozytywna atmosfera pracy stała się codziennością. Nikt już nie narzeka i każdy widzi sens swojej pracy. Udało się stworzyć zgrany zespół.
- Dziękujemy za rozmowę.