Kostrzyn ze względu na swoje rzeczną topografię od zawsze się wyróżniał. Nasza przystań żeglarska, pomimo że swoją świetność ma już za sobą i lepszej na razie nie widać, wciąż jest ważnym punktem dla polskich i europejskich wodniaków.
Prawie miesięczny spływ kajakowy od granicy na Bugu do ujścia Warty, zwłaszcza w samotności, wymaga dobrej organizacji i kondycji psycho-fizycznej. Fizycznej zwłaszcza, gdy ma się 69 lat. Pan Wojciech Smoluk z Ciechanowa rozpoczął swoją kajakową podróż 28 maja z Niemirowa (granica polsko-bialoruska). W dużym uproszczeniu trasa spływu w dwuosobowym kajaku przebiegała przez Bug, Zalew Zegrzyński, Wisłę, Brdę, Kanał Bydgoski, Noteć i Wartę. Należy podkreślić, że polskie rzeki są wciąż klasyfikowane jako „dzikie”. Jednym z dowodów podkreślających brak infrastruktury turystycznej było to, że na pierwszy prysznic kajakarz z Ciechanowa mógł liczyć po tygodniu płynięcia. Ze względu na kilka telefonów dziennie od żony i przyjaciół, kolejny problem był związany z ograniczoną możliwością podładowania komórki. Na szacunek zasługuje także to, że Wojciech Smoluk jest kajakarzem-amatorem, który płynął standardowym kajakiem (ze sterem). Do Kostrzyna, po przepłynięciu 800 kilometrów, kajakarz dotarł w czwartek 23 czerwca i spędził trzy dni na „Delfinie” regenerując się po wyprawie, i oczekując na transport. Podkreśla, że najtrudniejsze odcinki były na Brdzie i Kanale Bydgoskim – ze względu na sporą ilość śluz. Nie była to pierwsza tego typu wyprawa pana Wojciecha. W zaszłym roku przepłynął Polskę wzdłuż Wisłą – od Goczałkowic Zdrój do Morza. Przyszły rok to wstępnie odpoczynek od kajaka. W swoje 70 urodziny planuje sentymentalną podróż „na stopa” w dwie strony do bułgarskiego Kiten. Nieprzypadkowo się mówi, że życie zaczyna się na emeryturze.